Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku powstało w 1979 roku i było wówczas oddziałem Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu. Od 2003 roku Muzeum Poczty jest Oddziałem Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
Muzeum, gromadzi dokumenty drukowane, rękopiśmienne, ikonograficzne oraz eksponaty związane z obroną i uczestnikami obrony Poczty Polskiej 1 września 1939 roku, losami rodzin obrońców oraz dokumenty i eksponaty przestawiające dzieje i osiągnięcia Polaków w Wolnym Mieście Gdańsku, będące świadectwem kulturotwórczej roli polskich organizacji społecznych.
Misją Muzeum jest zachowanie pamięci o działalności patriotyczno-społecznej Polaków z Wolnego Miasta Gdańska oraz obronie Polskiego Urzędu Pocztowo-Telegraficznego nr 1 w Gdańsku 1 września 1939 roku jako symbolu oporu wobec terroru hitlerowskiego podczas II wojny światowej.
Atak na Pocztę Polską rozpoczął się o godz. 4:45 równocześnie z rozpoczęciem ostrzału Westerplatte przez pancernik Schleswig-Holstein. Nieco wcześniej ok. godz. 4:00 budynek pozbawiono prądu oraz połączenia telefonicznego.
W skład sił niemieckich wchodziły: specjalny oddział gdańskiej Policji Porządkowej (Schutzpolizei) oraz pododdziały SS Wachsturmbann „E” i SS-Heimwehr Danzig. Oddziały te dysponowały oprócz broni ręcznej trzema samochodami pancernymi ADGZ. Atakiem dowodził SS-Untersturmführer Alfred Heinrich, zaś odpowiedzialność operacyjną za akcje formacji paramilitarnych ponosił szef gdańskiej policji SS-Oberführer Johannes Schäfer.
W gmachu Poczty Polskiej na placu Heweliusza w Gdańsku przebywały z chwilą ataku Niemców 1 września 1939 następujące osoby: 43 pocztowców polskich z Gdańska, 10 pocztowców delegowanych z Gdyni i Bydgoszczy oraz jeden kolejarz polski z Gdańska. Dysponowali oni trzema lekkimi karabinami maszynowymi Browning wz. 1928, pistoletami i karabinami oraz pewną liczbą granatów ręcznych. Poza tym w budynku przebywali jeszcze: dozorca domu, jego żona i ich 10-letnia wychowanica. Pracowników, którzy mieli podjąć pracę o godzinie 8:00, zatrzymał przed budynkiem kordon policji.
Niemiecki plan ataku (opracowany w lipcu 1939) zakładał zdobycie poczty poprzez przebicie się z sąsiadującego przez ścianę z pocztą budynku Krajowego Urzędu Pracy. Równocześnie trzy grupy szturmowe miały związać siły obrońców i wedrzeć się do gmachu od frontu.
Według założeń opracowanych przez Sztab Główny Wojska Polskiego pocztowcy mieli się utrzymać przez ok. 6 godzin, do czasu przybycia z odsieczą części Armii Pomorze. Pocztowcom, w przeciwieństwie do dowódcy załogi Westerplatte, nie przekazano informacji o wycofaniu Korpusu Interwencyjnego z Pomorza, ani nie odwołano polecenia obrony.
Pierwszy atak niemiecki, mimo że Niemcom udało się wedrzeć do budynku, zakończył się niepowodzeniem i został odparty. Podczas tej próby śmiertelną ranę odniósł dowódca SS, Alfred Heinrich. Równocześnie został odparty atak od strony Urzędu Pracy, gdzie zostały wybite dziury w ścianach. Podczas tego drugiego szturmu śmierć poniósł (od wybuchu własnego granatu, którym zlikwidował grupę Niemców, atakujących przez dziurę w ścianie) dowódca obrony ppor. Konrad Guderski. Około godz. 10 by zorientować się jak przebiegają walki, na placu Heweliusza pojawili się gauleiter Albert Forster i SS-Oberführer Johannes Schäfer. Do tego celu Forster posłużył się jednym z samochodów pancernych.
Około godz. 11 siły atakujące zostały wzmocnione dwoma działami 7,5 cm Le.IG 18 kalibru 75 mm. Drugi atak, który miał już wsparcie artyleryjskie, także zakończył się niepowodzeniem napastników.
Około godz. 15 niemiecki dowódca zarządził przerwę w szturmie i dał pocztowcom dwie godziny na kapitulację. Równocześnie została sprowadzona haubica kal. 105 mm, a saperzy wykonali podkop pod ścianą poczty, w którym założyli 600-kilogramowy ładunek wybuchowy. Po upływie ultimatum (o godz. 17) ładunek został odpalony, burząc część ściany budynku, a oddziały niemieckie przy wsparciu trzech dział ruszyły do szturmu zajmując część budowli. W tym czasie obrona została ograniczona do piwnic, gdzie przed ostrzałem schronili się obrońcy.
Około godz. 18 pod pocztę sprowadzono motopompy, które do piwnic wpompowały benzynę podpaloną następnie przy pomocy miotaczy ognia. W wyniku tych działań żywcem spłonęło prawdopodobnie pięciu pocztowców (Brunon Marszałkowski, Stanisław Rekowski oraz dwaj niezidentyfikowani).
O godz. 19 podjęto decyzję o kapitulacji. Jako pierwszy z płonącego budynku ok. godz. 19 wyszedł dyrektor dr Jan Michoń. Mimo że niósł białą flagę, został przez napastników zastrzelony. Wychodzący za nim naczelnik poczty Józef Wąsik został żywcem spalony miotaczem płomieni. Prawdopodobnie w czasie opuszczania budynku przez Michonia i Wąsika, próbę ucieczki podjął Bronisław Szulc, który został najprawdopodobniej zastrzelony.
Z budynku udało się uciec sześciu pocztowcom. Dwóch z nich: Franciszka Mionskowskiego oraz rannego Alfonsa Flisykowskiego, aresztowano już 2 września i osadzono z pozostałymi obrońcami; pozostała czwórka (Andrzej Górski, Franciszek Mielewczyk, Władysław Milewczyk i Augustyn Młyński) zdołała uciec i przeżyć wojnę. Jeden z pocztowców, Władysław Kupka, również podjął próbę ucieczki ale w niewyjaśnionych okolicznościach zrezygnował z niej i został złapany przez Niemców.
Pozostali zostali aresztowani i umieszczeni w Prezydium Policji (28 osób), a ranni i poparzeni (16 osób) znaleźli się w szpitalu miejskim. Spośród osób odesłanych do szpitala w wyniku obrażeń zmarło 6 osób (5 w wyniku poparzeń). Najmłodszą ofiarą ataku na pocztę była 10-letnia Erwina Barzychowska, wychowanica dozorcy Jana Pipki i jego żony Małgorzaty. Silnie poparzona miotaczem płomieni (przy próbie opuszczenia gmachu poczty) zmarła w szpitalu po 7 tygodniach strasznych męczarni.
Grupę więzioną w Prezydium Policji przeniesiono po kilku dniach do Victoriaschule, więzienia w którym w pierwszych dniach wojny przetrzymywano i torturowano. Grupa ta była sądzona w pierwszym procesie pocztowców 8 września 1939.
Dalsze losy pocztowców były różne. Ciała tych, którzy zginęli pochowane zostały na cmentarzu na Zaspie (dzisiejszy Cmentarz Ofiar Hitleryzmu przy ul. Bolesława Chrobrego). Ci, którzy nie zdołali uciec i zostali aresztowani, skazani zostali przez Niemców na karę śmierci i rozstrzelani. Polscy pocztowcy, którzy nie brali udziału w obronie, zostali w większości aresztowani i osadzeni w obozach koncentracyjnych.
Obrońcy byli sądzeni w dwóch procesach przez sąd polowy brygady generała Friedricha Eberhardta, wchodzącej w skład 3 Armii Georga von Küchlera. 8 września sądzono 28 pocztowców, a 30 września pozostałych 10. Wszyscy zostali skazani na śmierć za bojówkarstwo (niem. Freischärlerei).
Wyrok wykonano prawdopodobnie 5 października, około godziny 4 nad ranem, na ćwiczebnym poligonie policji gdańskiej na Zaspie. Pocztowcy zostali rozstrzelani na terenie starej strzelnicy przy lotnisku we Wrzeszczu i w tym samym miejscu pogrzebani. Jednym z kierujących egzekucją był SS-Sturmbannführer Max Pauly, ówczesny komendant obozu koncentracyjnego Stutthof (w roku 1946 skazany został on przez Brytyjski Trybunał Wojskowy na karę śmierci przez powieszenie).
1 komentarz:
Świetnie napisane!
Tragiczne miejsce, nie wolno!o tym zapomnieć!
Prześlij komentarz